Pułapki rozwoju a sukcesja

Andrzej Bocheński

Kiedy zakładaliśmy swoje przedsiębiorstwa, mało kto wiedział, że powstaje firma rodzinna i jaka będzie jej przyszłość. Ale wszyscy pamiętamy ich organiczny rozwój, zaangażowanie nie tylko właścicieli, ale i pracowników, każdy czuł się odpowiedzialny za wszystko, firma była elastyczna, proces decyzyjny szybki, a klient najważniejszy.

Minęły lata wykuwania w znoju własnego biznesu, zyskaliśmy grono wiernych klientów, nasze produkty i usługi sygnujemy zananą już marką, a jakość gwarantujemy nazwiskiem naszej rodziny. Ale równocześnie nasze firmy obrosły w biurokrację, mamy wielopoziomowe struktury organizacyjne, procesy i procedury, budżetowanie, kontroling, systemy motywacyjne i… ból głowy. Bo spadło zaangażowanie i wydajność, a zamiast na produktywnej pracy skupiamy się na prognozowaniu, kontrolowaniu, ocenianiu oraz motywowaniu za pomocą kija i marchewki. Przy tym coraz trudniej porozumieć się z pracownikami, którzy unikając odpowiedzialności preferują minimalizację wysiłku przy maksymalizacji korzyści finansowych. Tylko o zadowoleniu klientów mało kto pamięta.

Zatem wyzwaniem stało się takie zorganizowanie firmy, które zapewniłoby wydajność i zaangażowanie odpowiadające firmie założycielskiej, mimo znacznie większych rozmiarów. To wyzwanie jest tym większe, im bliżej na horyzoncie widać proces sukcesji. Bo każdy nestor chciałby przekazać młodszemu pokoleniu firmę uporządkowaną, sprawną organizacyjnie, stabilną ekonomicznie i gotową na zmiany otoczenia biznesowego. Jeśli odczuwacie Państwo potrzebę wsparcia w tych wyzwaniach, zapraszam do udziału w projekcie doradczym „Przez sukcesję z przewodnikiem”.